27 października 2012

Kuchnia gotowa- nareszcie

Czemu czasami tak jest, że jak jedno się sypie, to ciągnie za sobą całą masę nieszczęść. Pech jakiś, czy co? A kiedy dopada mnie taka seria, to już kompletnie na nic nie mam ochoty. Ostatnio przewinęliśmy się przez szpital, prześwietlenie płuc, trzy tygodnie na L-4, dwa tygodnie opieki, przekładanie imprezy urodzinowej Małej. W rezultacie mój projekt powstawał w żółwim tempie i kiedy tylko miałam chwilę czasu jak i siły skupiałam się tylko na tym, by zdążyć. Oczywiście nie zdążyłam na czas. Na szczęście trzylatek nie przywiązuje jeszcze tak dużej wagi do dat :).
Podczas pracy, nie ominęły mnie oczywiście wpadki, wynikające z mojej niewiedzy, które wymusiły na mnie konieczność powtarzania pewnych prac od początku. Jak dla mnie strasznie frustrujące, a w zaistniałej sytuacji nawet podwójnie.
Na szczęście udało się, choć nie do końca tak jak chciałam.
Miały być też zdjęcia, dokumentacja poszczególnych etapów. Niewiele z tego wyszło. Zdjęć mam kilka z samego początku, czyli z szlifowania i składania plecków.


Miejsce szlifowania- wanna. Miejsce prac pozostałych- kuchnia i stary koc. Czas- przeważnie pory nocne. Narzędzia- na pewno nieprofesjonalne. W rezultacie napotykałam na swojej drodze wiele trudności. Jak np. rozładowany akumulator wiertarko- wkrętarki (mimo ładowania), krzywe wiertło (ani razu nie używane). Na szczęście klej do drewna kupiłam sobie porządny i nim się ratowałam w kryzysowych chwilach. Oczywiście, nie żebym wszystko se sobą sklejała hih. Po najcięższych bojach pozostało już tylko malowanie, szlifowanie i poskładanie ze sobą wszystkiego i oto rezultat:




Tosiunia uwielbia swoją nową kuchnię i ja też się cieszę, że mimo tych wielu przeszkód powstało miejsce, gdzie możemy schować wszystkie kuchenne skarby i gotować przepyszne potrawy. A karton, w który poprzednio mieściły się wszystkie te rzeczy już się zapełnił urodzinowymi prezentami.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...