Wyciągnęłam więc szydełkowe kuleczki zrobione w zeszłym roku. Nadziane na długie wykałaczki imitują kraspedie.
Kolejny żółto- wiosenny element powstał w ubiorze mojej córki. Uszyłam jej, i oczywiście jej najlepszej koleżance kraciaste spódniczki, przełamane kroplą różu. Nawet nie wiem, co to jest za materiał, ale jest bardzo leciutki i zwiewny. Dostałam go po babci i ta krata mnie urzekła. I pomału też przekonuję się do szycia dziecięcych ubrań. Choć się przed tym wzbraniałam, to jednak pomału nabieram coraz większej wprawy i ochoty.
Ale to, co mnie motywuje najbardziej, to mina i zachwyty Tosi. Przeważnie szyję wieczorem, kiedy mała już śpi, choć czasami zaczynam wcześniej i kiedy rano Tośka wstaje, wchodzi do dużego pokoju i widzi gotowy ciuszek... no cóż, ta mina jest bezcenna.
Ponieważ zostało mi jeszcze kraciastego materiału, a różowa poszewka z reniferem, aż wołała o schowanie już do szafy, nie omieszkałam uszyć nową.
Pozdrawiam.
Fantastyczna krata(babcia wiedziała co dobre:)Dziewczynki będą wyglądały jak cytrynki(oczywiście mam motylki na myśli:)
OdpowiedzUsuńSpódniczki marzenie, dziewczyny jak... wiosenne forsycje. Śliczne kuleczki na patykach:)
OdpowiedzUsuńfantastiko!! jak patrze na te zdjęcia to chcę wiosny, wiosny, wiosny, lato, lato, lato!
OdpowiedzUsuń