Kolejne zmagania. Znowu coś maluję, a raczej przemalowuję. I znów biały i czarny i tak na zmianę.
Śliczne wisienkowe kuferki już sporo przeszły i troszkę się zużyły. Stojąc na parapecie po prostu wyblakły. Trzeba było nadać im nowy, świeższy wygląd.
Wybór był prosty- białe w czarne groszki.
Zmieniłam też Toście lampkę nad biurkiem. Pomarańczowe, ledowe "oczko", zamieniałam na starą, metalową, trochę poobdzieraną, taką jakby loftową lampę. A zgadnijcie skąd ją mam. Porwałam oczywiście remontującej się sąsiadce, o której wspomniałam w poprzednim poście. Lampka była sprawna. Trzeba ją było tylko wyczyścić i to porządnie. To była lampka z kuchni sąsiadki i miała chyba tyle samo lat co te poprzednie ich meble, czyli mnóstwo. Możecie więc sobie tylko wyobrazić tą warstwę klejącego brudu... buuuu...
Ale dałam radę, a raczej niezawodny Brudpur dał radę :)
I tak to teraz właśnie wygląda. A to jeszcze nie koniec.
Pozdrawiam
Kapitalnie Ci wyszły te walizeczki, a lampeczka cudowna, wyobrażam sobie ile miała brudu! Świetna metamorfoza! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń