Obiecałam sobie, że następnym razem, gdy zawędruję do sklepu z tkaninami, kupię też coś kolorowego. Ostatnio brałam tylko szarości i tym podobne. Nawet teraz jak tam szłam, to po to by kupić białą dzianinę, potrzebną mi na bluzeczkę, o której będzie innym razem. Więc jak sobie obiecałam, tak zrobiłam i padło na cudną malinkę, zwiewną dzianinkę.
Od razu Pani w sklepie mnie oświeciła, że do szycia dzianiny, to specjalne igły są. Tak? No dobra, wzięłam dwie. Aczkolwiek w domu, podczas szycia i tak się okazało, że przy tak cienkiej dzianinie, moja maszyna niezbyt dobrze sobie radzi. Jeszcze nie odkryłam dlaczego.
Ale nie przejęłam się tym zbytnio i uszyłam Tośce asymetryczną spódniczkę.
No dobra, dwie uszyłam, takie same. Tak z rozpędu.
Krój spódniczki jest moim zdaniem świetny. Połączenie mini z maxi. Super wygodne i przynajmniej malucha ma radość, bo jak sama mówi, to jest to spódniczka księżniczkowa i elsowa- pomimo koloru.
A ponieważ pogoda była iście spacerowa, a nas ciągnęło, by odwiedzić miejsca dawno przez nas nie odwiedzane, spakowałam aparat do torby i tym razem postawiłam na sesje w plenerze.
Malinki jeszcze zostało, więc jeszcze się z niej coś uszyje.
Jakie to jest fajne, kupujesz 1 m bieżący tkaniny i dla takiego dziecka małego tyle z niego możesz uszyć.
Woli sprostowania- mebelki w garażu nadal czekają. Planowałam, że zaraz w poniedziałek wczesnym rankiem zacznę nad nimi pracę, ale niestety tak się porobiło, że musiałam zabrać Tośkę z przedszkola na kilka dni do domu i nie wiem kiedy do niego wróci. Ale jestem cierpliwa. Więc jak na razie maszyna nadal na pierwszym miejscu.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz