28 stycznia 2015

Kwiatowa kula


Kolejne podejście zimy. Totalnie nas zasypało. Przynajmniej sanki mamy zaliczone i chorobę niestety też. I jak tu coś sensownego napisać, gdy zakatarzona latorośl na głowę wchodzi, a z telewizora po raz kolejny leci ta sama bajka. Eh. 

Święta już dawno za nami, dekoracje już pochowane i jakoś tak pusto się zrobiło. A może by już jakieś wiosenne elementy wprowadzić. Kwiatuszki jakieś na przykład. Taka chęć mnie naszła, więc zrobiłam sobie kwiatową kulę. No, kulkę raczej. 
W szufladzie znalazłam kilka niewykorzystanych styropianowych kul, a za szafą kawałek szarego papieru. Przydał się też klej na gorąco, nożyczki, kwiatowy dziurkacz i wolny wieczór.

Najpierw powycinałam kwiatuszki, dużo kwiatuszków. Następnie zrobiłam nacięcie między dwoma płatkami, a potem sąsiadujące ze sobą płatki skleiłam. Dobrze, że lubię sobie tak czasami posiedzieć i podzióbać, bo niewątpliwie dość żmudne i czasochłonne to zajęcie było.



Powstały takie oto pięciopłatkowe papierowe kwiatuszki, które klejem na gorąco przykleiłam do styropianowej kuli. To na szczęście poszło już raz dwa. Następnie nabiłam kulkę na oklejony białym papierem drut i już.



Tak prezentuje się kula w białym wazonie. Pewnie zrobię sobie jeszcze kilka, może złotą, albo czarną, a może białą... Jeszcze nie wiem.






Pozdrawiam

21 stycznia 2015

Słodkie podarunki



A dla kogo? Oczywiście dla Babć i Dziadka z okazji ich święta.
Upiekłam pyszne i zdrowe ciasteczka. Ale spokojnie. Nie zmieniam swojego bloga w blog kulinarny. Pochwalę jednak, że ciasteczka są pyszne i wciągające. Mają w sobie rodzynki, migdały, słonecznik, płatki owsiane, wiórki kokosowe i robiłam je pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni.


Przepis znajdziecie tutaj- KLIK. Polecam. Ja go jednak troszeczkę zmieniłam dodając zamiast zwykłego cukru, cukier brązowy i zamiast mąki pszennej- pełnoziarnistą. I nie dawałam też cukru waniliowego. Według mnie jest całkowicie zbędny. Tośka jeszcze nie jadła, ale mam nadzieję, że też jej przypadną do gustu.
Ja nie mogłam się im oprzeć. Nawet podczas robienia zdjęć. 



Ale wracając do tematu. Dla naszych dwóch Babć i jednego Dziadka ciasteczka przybrały trochę inny kształt. Bo to przecież podarunek prosto z serca.



Serduszka zapakowałam do foliowych woreczków, ładnie zamknęłam i podpisałam.



Mam nadzieję, że podarunki się spodobają .

Pozdrawiam i ślę całuski dla naszych Babć i Dziadka.

17 stycznia 2015

Kalendarz

Tak, wiem, że to już połowa stycznia, ale to tylko takie lekkie opóźnienie. A jak to się mówi, lepiej późno niż wcale. W zeszłym roku nie miałam w ogóle, a w tym roku mam dwa. Poza tym musiałam poczekać na zmówione sprężyny do mojej bindownicy. 

Mowa o kalendarzach oczywiście. Znalezione w sieci z możliwością wydrukowania za free. Świetna sprawa. Poniżej znajdziecie do nich linki. Wystarczy je tylko zbindować lub zamontować na jakiejś podkładce. Można do tego wykorzystać kupioną podkładkę z klipsem, którą się samemu ozdobi, same klipsy do papieru albo sprężyny do bindownicy jeśli się takową posiada. 



Ja mam taką. Kupiłam ją dawno temu, gdy moim głównym hobby był scrapbooking. Potem przestałam jej używać. Chciałam nawet sprzedać, ale nie sprzedałam. W końcu wszystko się może kiedyś przydać. No i się przydała.
Postanowiłam więc kalendarze zbindować z tekturowymi podkładkami.



Zrobiła dziurki. Oto jej zadanie. Potem w powstałe dziurki wkłada się sprężynę, a bindownica ją ściska i wszystko razem się trzyma.


Potem pomalowałam tekturę. Na czarno oczywiście. Jedną ozdobiłam białymi rombami.



A oto gotowe kalendarze. 
Ten stoi w dużym pokoju.








A ten zawisł w kuchni. 



Dzięki temu, że odstępy między kolejnymi dniami są takie duże, będziemy tu sobie notować ważne wydarzenia. Taka nowość u nas. Nigdy nie prowadziłam takich zapisów. Nigdy w ogóle nie prowadziłam kalendarza. Zapominałam o tym, że go mam i o tym, by notować w nim to co ważne, a może po prostu zbyt mało rzeczy dzieje się w moim życiu bym musiała je notować. Raczej o wszystkim pamiętałam.


Znalazło się nawet miejsce na ołówek, by zawsze mieć pod ręką coś do pisania, by brak przyboru piśmienniczego nie był żadną wymówką.


Pozdrawiam

14 stycznia 2015

Fioletowy komplecik

Po niestety dość sporym opóźnieniu udało mi się zrealizować zamówienie na fioletową spódniczkę na szarej dzianinie. W komplecie bransoletka i spineczki. Jeszcze raz dziękuję mamie zamawiającej za cierpliwość i wyrozumiałość.










Pozdrawiam

12 stycznia 2015

Mała Syrenka

Moje dziecko nigdy nie przestanie mnie zadziwiać :)
Kiedy w środę, po całej tej świąteczno- noworocznej przerwie Tośka wróciła do przedszkola, na tablicy ogłoszeń widniała informacja o balu przebierańców, który ma się odbyć w poniedziałek, czyli dziś. Ważne wydarzenia, nie ma co. Więc strasznie się ucieszyłam, kiedy tego samego dnia odebrałam paczkę z elsową sukienką. Zamówiłam ją jeszcze przed świętami i miała być prezentem pod choinkę, ale nie zdążyła dojść na czas. Tośce było smutno, bo bardzo o niej marzyła, więc nie zamierzałam jej chować do następnych świąt, tylko wręczyć jej ją tego samego dnia.
Wróciłyśmy więc z przedszkola, Tośka wparowała do pokoju i zaniemówiła z zachwytu. Od razu wskoczyła w nową sukienkę i biegała po mieszkaniu. Kiedy emocje już trochę opadły, zapytałam mojej zakochanej do szaleństwa w Krainie Lodu, Elsie i wszystkim co niebieskie i lodowe córce, za kogo chce się przebrać na bal i usłyszałam... za syrenkę Arielke mamusiu...
Teraz ja nie wiedziałam co powiedzieć. Zapytałam, a dlaczego nie za Else. Okazało się, że dziewczynki się poumawiały kto kim będzie. Liczyła się więc siła przebicia:)
No w porządku. Jak dla mnie Tośka mogłaby się przebrać za kogo tylko chce, ale co ze strojem, przecież tak mało czasu zostało. Wzięłam więc moją syrenkę na kolana, odpaliłam pinterest i rozpoczęłyśmy poszukiwanie inspiracji. Zebrałam kilka zdjęć, zaplanowałam co będzie mi potrzebne i następnego dnia wyruszyłam na zakupy. Prawie się załamałam, kiedy okazało się, że mój sklep z tkaninami jest zamknięty do odwołania. Zleciałam pół miasta, wszystkie znane mi pasmanterie i jeden sklep dla plastyków, trzy godziny mnie nie było i wróciłam do domu tylko z cekinami w kształcie muszelek. Ehh, kiepsko to widziałam. Z pomocą przyszedł dziadek, który zawiózł mnie następnego dnia do Katowic, gdzie mogłam wejść do cudownego tkaninowego sklepu. Kupiłam co trzeba, a w sobotę rozpoczęła się produkcja arielkowego stroju. Było ciężko, ale dałam radę.

Więc już nie przynudzam, pokazuję efekty.
Góra stroju, zrobiona ze zwykłego białego t-shirta. Obcięłam rękawki i przyszyłam materiał na kształt muszelek, podłożyłam go flizeliną. Doszyłam dwa paseczki, które z tyłu są wiązane. Ozdobiłam muszelkowymi cekinami.




Spódniczka- ogon. Udało mi się kupić elastyczną, zieloną, połyskującą tkaninę. Jest gładka, choć oczami wyobraźni widziałam taką z wzorem łuski, albo cekinową. Nie szalejmy jednak z bardzo. Ta też jest dobra. Dół ogona to oczywiście marszczony tiul w dwóch odcieniach zielonego.




I kolejny, bardzo ważny, element stroju. Sama bym pewnie nie wpadła na to, że to takie ważne, ale przecież czy ktoś widział syrenkę Ariel w wersji blond? Nie. Tosia chciała mieć czerwono-rude włosy. Trzeba było takie wyczarować. W czarach pomogła włóczka i szydełko, i świetny, a przy okazji prosty sposób na zrobienie tego typu peruki.



Wystarczyło zrobić na szydełku małą czapeczkę, a potem w ostatnim rządku, w każde oczko nawlec po kilka kawałków włóczki. Efekt jest super.

Oczywiście była wczoraj generalna przymiarka.








Po wszystkim usłyszałam: mamusi spełniłaś moje marzenie- jestem syrenką !
Proszę Kochanie :)

Pozdrawiam



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...