30 listopada 2014

25 listopada 2014

Czapusie

Kolejne dwa ciuchy, które wyciągnęłam z magicznego worka poszły pod nożyczki, igłę i nitkę. Bawełniany, pasiasty bezrękawnik i spodnie w stylu... no nie w moim stylu :)
Kusiła mnie sukienka, och kusiła. Pasiasta u góry, gładka na dole, ale powstrzymałam się i postanowiłam uszyć coś bardziej praktycznego, tym bardzie, że pogoda jest już taka, że nakrycia głowy i szaliki są jak najbardziej wskazane.


Powstała więc czapa z pomponikami i komin.





A pozostając przy czapach, to dostałam ostatnio zwykła szarą czapkę w Rossmannie, w bardzo fajnej cenie, więc wzięłam jedną z myślą o sobie. Pomyślałam, że jakoś ją sobie ozdobie, ale nie miałam pomysłu. Za to cały czas widziałam przed oczami kotka.


Potrzebna mi była tylko igła i włóczka.



Przypomina to kotka? Nosek się troszeczkę przekrzywił, ale nie szkodzi.


Za uszka robią dwa pomponiki, które strasznie mi się na czapkach podobają.


Tosia już czapę przygarnęła. bo ona uwielbia kotki.




Pozdrawiam i wracam do szycia, bo szycie ostatnio wypełnia cały mój czas.




23 listopada 2014

W kropeczki

Tę bluzeczkę porwałam mamie z worka z ciuchami do oddania. Ona też ostatnio porządki w szafach robi. Strasznie spodobał mi się ten kolor, no i te kropeczki. 
Bluzka duża, z przyjemnej bawełno- dzianinki, bardziej przypominała koszulę nocną i z początku miała zostać przerobiona z koszulkę dla mnie.
Miała, ale zdanie zmieniłam gdy w domu spojrzałam na nią po raz drugi. Oczywiście powstała z niej sukienka dla Tosi.



Góra sukienki czeka na resztę. Uwielbiam takie szycie, gdzie nie muszę się za bardzo męczyć z wykończeniami. W tym przypadku miałam już świetnie zrobiony dekolt, a materiał się nie strzępił, więc robota szła szybciutko.


Dół sukienki z dwoma kontrafałdami, z przodu i z tyłu. Niestety więcej nie mogłam zrobić, bo materiału było za mało. Piszę "niestety", bo pomimo tego, że sukienka tak też ładnie wygląda, to nie kręci się za bardzo, a to ważna kwestia jest. Na szczęście kolor (niebieski- lodowy) odwrócił uwagę od braku kręcenia.





Pozdrawiam

19 listopada 2014

Bliźniaczki

Uszyłam dwie turkusowe pettiskirt. Jedna dla koleżanki Tosi- Hani, druga powędrowała do sklepiku na DaWandzie KLIK i szuka swojej nowej właścicielki.




Czujecie już atmosferę zbliżających się świąt?
Na dworze w końcu zimno się zrobiło, więc pomału czuć. A do tego markety już pełne dekoracji. Ale jeśli jeszcze nie wpadliście w przedświąteczny wir sprzątania i szał zakupów, to jest to najodpowiedniejsza chwila na zastanowienie się nad prezentami.




A idealnym prezentem świątecznym dla małej królewny mogłaby być właśnie taka spódniczka- pettiskirt. Iście królewska kreacja :) Wystarczy wybrać kolory i napisać do mnie maila. Wzornik kolorów znajdziecie tu: KLIK, a mój mail to: agnieszka.malaka@interia.pl


A i jeszcze jedna ważna informacja. Szykują się tiulowo- spódniczkowe nowości.
Już niedługo. Akurat na święta.

Pozdrawiam

NOWOŚĆ: czuję miętę

Informuję, że pojawił się nowy kolor tiulu.

MIĘTA


Pozdrawiam

14 listopada 2014

Post przeróbkowy

Pomału odkopuję się ze stosu ubrań, które zamiast z czystym sumieniem oddać, ponieważ już ich nie noszę lub nigdy ich nie nosiłam, postanowiłam je zostawić i przerobić. Wykorzystać po raz drugi. Dać im nowe, drugie, lepsze życie. Przy okazji zagracając nasze mieszkanko kolejną siatą stojącą w kącie. Mężu wybacz :)

Staram się. I dopóki starczy mi pomysłów, ta sterta ciuszków będzie znikać, a gdy już mi braknie chęci, oddam wszystko. Obiecuję.

Pokaże więc, co na razie udało mi się zrobić. Oczywiście szyję dla Tośki. Ostatnio tylko i wyłącznie. Szyjąc dla siebie nie mam już takiej satysfakcji. Nie wiem czemu. Może najbardziej lubię tą chwilę, gdy przyprowadzam Tośkę z przedszkola, a ona już od progu wyczuwa, jakby jakimś radarem, nową sukienkę.
A ja tam widzę jakąś sukienkę. Mamusiu, to dla mnie? Jest śliczna. Mogę przymierzyć? A mogę iść w niej jutro do przedszkola? Super! :) - i już :)

Zwykła, gładka, (nudna) bluzka plus stary maminy ciuch i mamy nową kreację.





Znalazła się też jeszcze jedna bluza, która tylko bezczynnie wisiała.



Już nie wisi. Tośka już w niej śmiga i bardzo ją lubi.



To na pewno nie koniec moich przeróbkowych poczynań, no chyba, że tak jak na początku wspomniałam braknie mi pomysłów :)

Pozdrawiam

11 listopada 2014

Jesienne liście

Po naprawdę aktywnym, obfitującym w różne wydarzenia i przepełnionym twórczą pracą październiku, listopad postanowiłam rozpocząć naprawdę leniwie. 
Dlatego ostatnie dni spędziłam na relaksowaniu się podczas generalnych przeglądów szaf z ubraniami. Dokopałam się w końcu do jesienno- zimowych ciuchów, które jeśli już będą w końcu potrzebne, to są gotowe. Zrobiłam przegląd u Tosi. Zamontowałam jej dodatkowy drążek na ubrania w szafie, na sukienki oczywiście. Rozpoczęłam walkę z mrówkami (czyt. generalne porządki w kuchni, zaklejanie wszystkich dziur, dziurek, otworów i szpar), które nie wiadomo dlaczego wdzierają nam się nam do mieszkania. Na razie efekty marne, ale nie poddaje się. Także miniony tydzień był... pracowity. Na szycie, klejenie, majsterkowanie i inne takie po prostu już mi chęci brakło. 
Mam na szczęście coś w zanadrzu, aby przerwać to blogowe milczenie.
Jakiś czas temu znalazłam na blogu Wioli InteriorsPL, pomysł na wykonanie jesiennej dekoracji, czyli ceramicznych liści. Strasznie mi się ten pomysł spodobał. Postanowiłyśmy z Tośka, że też zrobimy sobie takie listki, ale zamiast glinki plastycznej, użyjemy do tego celu masy solnej.

Zebrałyśmy kilka jesiennych, kolorowych listków.


Masę solną należy rozwałkować. Wałkowałam gdzieś na grubość 0,5 - 1 cm.


Następnie układamy na masie nasz liść, jego lewą stroną do masy oczywiście. Przykładamy kawałek papieru śniadaniowego, choć myślę, że zwykła kartka też może być i delikatnie, ale dokładnie przyciskamy, aby odbić naszego listka w masie. 
Z początku próbowałam też używać do tego wałka, ale liść się przesuwał i odbicie wychodziło nierówne.




Gdy odbicie mamy już gotowe, należy liścia wyciąć. Tu z pomocą przyszła Tosia. Wiadomo, im bardziej nierówne i postrzępione brzegi, tym lepiej- liść wygląda naturalniej.



Wykrojone listki odkładamy do wysuszenia. Podłożona gdzieniegdzie folia nada im naturalnie pofalowany kształt. 
Ja masę solną suszę w piekarniku, Niecałe 100 stopni, uchylone drzwiczki. Trochę cierpliwości i gotowe. Niechciane zadziory usuwam pilniczkiem lub papierem ściernym.



Czas na ostatni etap, czyli zdobienie. Tym już zajęła się Tosia. Pięknie pomalowane listki powędrowały do przedszkola do kącika przyrodniczego. 





Tak to z listkami było. Oczywiście też sobie kilka zostawiłam, ale niestety nie mam miejsca, by je tak ładnie wyeksponować jak Wiola, więc na razie czekają.
Mam nadzieję, że ten post napędzi mnie do działania, by nie robić tu już takich długich przerw. Zdradzę w sekrecie, że po ubraniowych porządkach czeka na mnie wór z rzeczami, z których coś bym chciała zrobić lub przerobić. Czas na pełną mobilizację. :)

Pozdrawiam.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...