26 maja 2015

Stara decha

Lubicie stare drewno? Ja strasznie. Im bardziej zniszczone tym lepiej. Nie mogłam się więc oprzeć gdy pod blokiem zauważyłam taką dechę. Od razu przytargałam ją do domu.



Stała sobie w kącie, aż zaświeciła się lampka w głowie co z nią zrobić. To było niedzielne popołudnie, a ja miałam trochę poleniuchować. Zamiast na leżeniu na kanapie, skończyło się na cięciu i szlifowaniu. Na kolanach, w łazience, by nie zakurzyć całego mieszkania, które kilka godzin wcześniej udało mi się wysprzątać. Praca aż paliła się w rękach. A oto jej efekty:




Zawsze podobały mi się półeczki w tym stylu, tzw. cube, a z takiego drewna wyglądają świetnie. Po wyszlifowaniu i wyszczotkowaniu drewno wyjaśniało i nabrało szlachetnego wyrazu. Słoje się uwidoczniły, a każda dziurka i zadrapanie dodaje mu charakteru. Teraz dopiero wygląda pięknie. A do tego są nierówne, niedokładne i podniszczone. Czyli coś w stylu retro i vintage.
To jednak nie jest ostateczna wersja półeczek. Ponieważ zabiorę je na działkę i powieszę na drewnianej ścianie postanowiłam zrobić coś by bardziej odznaczały się na rudo-brązowej powierzchni. 
Teraz wyglądają tak:



Ja chcę więcej takich desek ! :)

Pozdrawiam 

23 maja 2015

A tym razem niebiesko- białe zygzaki

Jak ja uwielbiam, kiedy udaje mi się zrobić coś tak prawie z niczego, albo z czegoś na co nie wydałam prawie grosza. Tak właśnie jest w tym przypadku. Z elementów, które miałam w domu, które znalazłam czy przygarnęłam, powstało to COŚ.
Ale najpierw będzie o tym z CZEGO to coś powstało.
Pamiętacie skracane przeze mnie nogi do stolika kawowego? Pozostały mi ich dolne części.


Kawałek deski, sklejki. Prawdopodobnie była to kiedyś półka. Znaleziona... pod blokiem.


Gąbka tapicerska. Też ją skądś przyniosłam do domu.


Tkania, jedyna kupiona rzecz. Jakieś 11 zł za metr, a i tak wykorzystałam tylko kawałek, więc jakby to przeliczyć to wyszłoby zdecydowanie mniej.


I co mi z tego wszystkiego wyszło?


Po kilku małych cięciach, odrobinie wiercenia i skręcania, szycia, obszywania i przedstawiam śliczny mały taborecik.






Idealny dla Tośki, żeby sobie na nim przysiadła, czy po to by oprzeć sobie na nim nogi. Następnym razem pojedzie z nami do swojego nowego drewnianego domku. Pojechałby już dziś, ale pogoda zdecydowanie nie dopisała i wyjazd na działkę trzeba było odwołać. Następny dopiero za dwa tygodnie na długi czerwcowy weekend. Mam więc trochę czasu plus wolny weekend by powymyślać jeszcze jakieś dodatki, a główka pracuje...

Pozdrawiam


19 maja 2015

Błękitne motyle

Pomału, pomaluśku zbieram dodatki do domku na działce. Po uzgodnieniach z właścicielami (jak to brzmi) kolorem przewodnim będzie niebieski, może też szary, na pewno trochę białego. Może gdzieś zaszaleję z czarnym. Wzory dowolne. Wiejskie i sielskie kwiaty i motyle oraz proste wzory geometryczne- pasy i zygzaki. Oczywiście też trochę starego i postarzanego w stylu rustykalnym i retro. Taki mały misz masz, który na pewno razem zagra. Wszystko po to, by ochłodzić trochę ten rudobrązowy bardzo ciepły odcień ścian, podług i sufitów.
Po pierwszej naszej wizycie na działce udało mi się uratować i zabrać do domu kilka drobiazgów, które lata swojej świetności miały już za sobą i które wręcz prosiły się o odnowienie.

Oto dwie kwiatowe deseczki


Lakier i farba sypały się już ze starości, ale jak przyszło do czyszczenia, to musiałam się trochę namęczyć, by usunąć te powłoki. Udało się uzyskać taki efekt.


To wystarczyło, by bez problemu pomalować deseczki na biało.


Od początku wiedziałam, że na deskach zamieszkają motyle. Udało mi się znaleźć kilka przepięknych grafik, które wydrukowałam na drukarce laserowej, a do ich transferu użyłam takiego fajnego medium, który działa tak: maluje się nim kilka warstw na wydrukowanej grafice. Następnie moczy się kartkę w wodzie tak długo, aż będzie możliwe zrolowanie jej palcami. I tadam. Zostaje nam wydrukowany motyw na przeźroczystym czymś przypominającym folie. Wystarczy rozwodnionym klejem lub również tym medium przykleić motyw tam gdzie chcemy. Jak w decoupage'u.



A tak w pełnym porannym słońcu, które dziś rano wdzierało się przez nasze okna do mieszkania, prezentują się odnowione deseczki.





Wyglądają jak prawdziwe, prawda?
Już niebawem pokaże kolejne twory i wytwory.

Pozdrawiam



12 maja 2015

Nowe dekoratorskie wyzwania

Nareszcie mogę śmiało to powiedzieć. Po wielu miesiącach poszukiwań i po kilku tygodniach załatwiania formalności, moi rodzice stali się dumnymi właścicielami ziemskimi, tzn. kupili działkę z domkiem w cichym, zalesionym miejscu, gdzie mają zamiar spędzać każdą wolną chwilę na działkowaniu i leniuchowaniu.
Domek typu brda z piętrem i z całkiem sporym terenem dookoła.
W domku już ruszyły generalne porządki i dekoratorskie działania oczywiście. A pracy będzie co nie miara. Głównie z ogrodem, w którym nic nie ma, nawet trawy porządnej, ale wszystko w swoim czasie.
W każdym razie temat domku będzie na pewno przeważał w najbliższym czasie na blogu. Nic dziwnego. We własnym domu już tak nie szaleję, a tu będę miała pole do popisu. Jeśli oczywiście rodzice pozwolą. Nie mogę przecież zapomnieć, że to ich domek i że nie zgodzą się na przemalowanie go na biało :) Więc nie będzie też łatwo, bo drewniany domek to wszechobecny rudy brąz. A rodzice lubią taki rudy brąz, więc będzie trzeba pogłówkować jak go złagodzić i co do niego dopasować.
W pierwszej kolejności powstał stolik kawowy. Zrobiłam z go normalnego, wysokiego stołu kuchennego, który w zeszłym roku wyrzucić chciała nasza sąsiadka. Miał piękne toczonego nogi- nie mogłam pozwolić by wylądował na śmietniku. Czekał więc sobie grzecznie w garażu.
Blat był bardzo polakierowany i poniszczony. Na szczęście tata testował na nim swoją nową szlifierkę, więc miałam trochę mniej pracy.



A to stołowe nogi. Przecięłam, je żeby obniżyć stół. Zrobiłam to oczywiście zanim zrobiłam im zdjęcie.



 W tle leżą pomalowane na BIAŁO elementy blatu.


Nogi też pomalowałam na biało. Nie mogłam się oprzeć.



Natomiast blat pociągnęłam ciemną bejcą i polakierowałam.



Tak wyglądało to miejsce, zanim stanął tam stolik w towarzystwie kompletu wypoczynkowego, wypatrzonego oczywiście na OLX.pl oraz komodą, która wyszła spod rąk mojego taty, takiego samego stolarza- amatora jak ja. Choć to raczej to ja jestem takim samym stolarzem- amatorem jak on. Szkoda tylko, że nie jest biała :).



 
Na razie jest pusto i bez wyrazu. Brakuje poduszek, dywanu, kinkietów, które już czekają i które chyba też przemaluje na biało, bo są brązowe i na tym drewnie całkiem znikną. Ale stolik pasuje, prawda?
A do tego mam jeszcze pomysł co zrobić z drugą częścią nóg, które mi pozostały. Materiały już mam prawie skompletowane, brakuje tylko czasu, ale damy radę i oczywiście jak tylko coś zmajstruję to pokażę.
Na pewno będzie też post o całym domku.
Na dziś to tyle.

Pozdrawiam

10 maja 2015

Nowość w salonie

Można żyć bez lampy na suficie? Pewnie, że tak. Ja tak miałam i wcale mi to nie  przeszkadzało, gdyby tylko nie te sterczące kable. Więc w końcu coś trzeba było z tym zrobić.
A dlaczego nie miałam lampy? Bo kiedy kupiliśmy białe meble do salonu, dość szybko udało mi się sprzedać posiadaną beżowo- brązową lampę, która po prostu nie pasowała, a przerabiać jej nie było sensu, bo po prostu mi się nie podobała.
Wyglądała tak:



Długo, długo mój sufit wyglądał tak.


Najlepsze było to, że miałam już lampę, którą chciałam sobie powiesić. Przyniosłam ją od rodziców, tak samo jak tą z tosiowego pokoju "KLIK". Drewniana, trzyramienna. Od razu ją przemalowałam. Brakowało mi tylko klosza, abażura, czy czegoś co by mogło go zastąpić. I to był ten największy problem i powód, że lampa zamiast na suficie chyba z rok przeleżała za szafą.
Bo ja miałam plan i wizję, którą za żadne skarby nie umiałam zrealizować. Chciałam jeden, duży, owalny abażur. Lampa niestety nie była do tego przystosowana, więc zaczęłam kombinować. Nie będę Was już wprowadzała w szczegóły, za dużo było by pisania. Powiem tylko, były pomysły zrobienia klosza nawet z koła od roweru.
Jakiś czas temu, przez zupełny przypadek trafiłam na OLX.pl na 3 abażury za 30zł. Pasowały rozmiarem i były niedaleko, więc wzięłam. Jedyny minus- były czerwone.


Były, ale już nie są. Teraz są czarne i pasują mi do lampy nad stołem.




I choć z tej lampy bardzo rzadko korzystamy, cieszę się, że w końcu ją mamy.

Pozdrawiam

06 maja 2015

Szyld

Idąc za ciosem, postanowiłam zrobić do mojej "nowej" kuchni, coś nowego, coś co by do niej pasowało, a nie było tylko zwykłym kuchennym wyposażeniem. Postanowiłam zaszaleć i zrobić do kuchni nową dekorację. I wymyśliłam, że to będzie szyld. Napis na drewnianej desce, która swego czasu leżała u mnie pod blokiem. Jakaś stara półka czy coś.


Pociągnęłam deskę białą farbą, wyciągnęłam czarną, namieszałam trochę szarej i zrobiła napis. Miało być trochę staro i nierówno.



Deskę postanowiłam zamontować w miejscu, gdzie do tej pory była półeczka na przyprawy. Nie korzystałam z niej wogóle. Taki nietrafiony prezent. Ale dzięki temu miałam w kafelkach wywierconą dziurę. Wystarczyło tylko wywiercić dziurę w desce.Wyciągnęłam do tego mój zabytkowy sprzęt. Moją zabytkową wiertareczkę. Można by rzec, że to wiertarka retro, więc idealnie pasowała do wiercenia dziury w postarzanym szyldzie.



A tak wyglądała półka na przyprawy.


A tak wygląda to miejsce z szyldem.



Wiem, że napis trochę mało kuchenny, ale mnie teraz takie hasła bardziej są potrzebne, niż np. EAT. Lubię jeść, więc o tym raczej nie zapomnę, a o dobrym samopoczuciu lepiej jak będzie mi coś przypominać.

Pozdrawiam


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...