14 czerwca 2015

Zwykły słoik tez może być ładny.

Ojojoj... prawie trzy tygodnie nieobecności, a obiecałam sobie, że nie dopuszczę do takich długich przerw. A jednak czasami się nie da. Po prostu. I nie chcę mieć z tego powodu wyrzutów sumienia, bo staram się jak mogę. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Prace na działce jak najbardziej idą do przodu, choć głównie działamy teraz w samym domku. Cały miniony długi weekend tam spędziliśmy i mam kilka zdjęć, z których można by było skleić jakiegoś posta, ale coś nie umiem się zabrać za ich obróbkę. Czekam na wenę, która czasami mnie jednak nawiedza, tak jak przez ostatnie dwa wieczory, a raczej noce, gdy postanowiłam ozdobić słoiki za pomocą lakieru w spreju. 
W domu miałam tylko dwa takie z nakrętkami, które się nadawały i jeden duży, który ma służyć za lampion.


 Zakupiłam lakiery, o takie:


Nakrętki oczywiście też psiknęłam, a potem zabrałam się za wymyślanie wzoru, który chciałam na słoikach umieścić i oczywiście kolejny raz się przekonałam, że nie umiem projektować takich grafik, nawet prostych geometrycznych wzorów rysować nie potrafię i musiałam się wspomóc pomysłami innych. Akurat tego samego dnia trafiłam na DIY taca z etnicznym wzorem, na blogu Anita się nudzi i przedstawiony wzór bardzo mi się spodobał, jak i cały kursik oczywiście.


W sumie to bardzo z tego kursu skorzystałam. Obkleiłam taśmą w taki sam sposób jak dziewczyny tace, swoje słoiki, odrysowałam wzór i wycięłam go nożykiem. Pewnie gdyby nie ten kurs, to długo zastanawiałabym się jak sobie poradzić z zaznaczeniem wzoru na słoiku.



Jeden słoik pomalowałam na biało, drugi na czarno i od razu się pożalę, że farby w spreju to dla mnie jakaś masakra. Oczywiście super, że dzięki nim można pomalować właśnie taka powierzchnie jak szkło, ale ich pylenie to obłęd jakiś po prostu. Musiałabym chyba cała się w kartonie zamknąć, żeby nie zapaskudzić sobie podłogi w kuchni, a też nie wszystko w kartonie da się pomalować, kiedy trzeba np. pod kątem psiknąć. Tak czy siak, poza malowaniem miałam też trochę sprzątania i klejące się do podłogi skarpetki.
Mimo, że słoiki jeszcze tego wieczora wydawały się być suche, bo to podobno szybkoschnący jest sprej, to dla pewności dałam im spokój przez noc.


Rano ochoczo zabrałam się za odrywanie taśmy. Na pierwszy rzut poszedł słoik biały. Szybko straciłam zapał, gdy moim oczom ukazał się taki oto efekt.


Buuu :( Biała farba okazała się bardzo płynna. Nie wiem, czy ta z tej firmy tak po prostu ma, czy taka mi się trafiła, ale mimo naprawdę dobrze przyklejonej taśmy, powciskała mi się wszędzie gdzie chciała i porobiła takie oto buble.
Na szczęście czarna mnie nie zawiodła, super pokryła, jest ekstra matowa i nie zrobiła zacieków.




Następnego wieczora zabrałam się za duży słoik. To zamysł graficzny był trochę inny i jakoś dobie poradziłam.


Oczywiście wybrałam czarną farbę.





Mam zamiar zrobić jeszcze kilka takich słoiczków. Przydadzą się oczywiście na działkę, gdzie nie mamy zbyt dużo szafek w kuchni, a kawka, cukier czy herbatka będą lepiej prezentowały się w czymś ładnym. Trzeba tylko pozyskać słoiki.

Pozdrawiam i do zobaczenia soon...

26 maja 2015

Stara decha

Lubicie stare drewno? Ja strasznie. Im bardziej zniszczone tym lepiej. Nie mogłam się więc oprzeć gdy pod blokiem zauważyłam taką dechę. Od razu przytargałam ją do domu.



Stała sobie w kącie, aż zaświeciła się lampka w głowie co z nią zrobić. To było niedzielne popołudnie, a ja miałam trochę poleniuchować. Zamiast na leżeniu na kanapie, skończyło się na cięciu i szlifowaniu. Na kolanach, w łazience, by nie zakurzyć całego mieszkania, które kilka godzin wcześniej udało mi się wysprzątać. Praca aż paliła się w rękach. A oto jej efekty:




Zawsze podobały mi się półeczki w tym stylu, tzw. cube, a z takiego drewna wyglądają świetnie. Po wyszlifowaniu i wyszczotkowaniu drewno wyjaśniało i nabrało szlachetnego wyrazu. Słoje się uwidoczniły, a każda dziurka i zadrapanie dodaje mu charakteru. Teraz dopiero wygląda pięknie. A do tego są nierówne, niedokładne i podniszczone. Czyli coś w stylu retro i vintage.
To jednak nie jest ostateczna wersja półeczek. Ponieważ zabiorę je na działkę i powieszę na drewnianej ścianie postanowiłam zrobić coś by bardziej odznaczały się na rudo-brązowej powierzchni. 
Teraz wyglądają tak:



Ja chcę więcej takich desek ! :)

Pozdrawiam 

23 maja 2015

A tym razem niebiesko- białe zygzaki

Jak ja uwielbiam, kiedy udaje mi się zrobić coś tak prawie z niczego, albo z czegoś na co nie wydałam prawie grosza. Tak właśnie jest w tym przypadku. Z elementów, które miałam w domu, które znalazłam czy przygarnęłam, powstało to COŚ.
Ale najpierw będzie o tym z CZEGO to coś powstało.
Pamiętacie skracane przeze mnie nogi do stolika kawowego? Pozostały mi ich dolne części.


Kawałek deski, sklejki. Prawdopodobnie była to kiedyś półka. Znaleziona... pod blokiem.


Gąbka tapicerska. Też ją skądś przyniosłam do domu.


Tkania, jedyna kupiona rzecz. Jakieś 11 zł za metr, a i tak wykorzystałam tylko kawałek, więc jakby to przeliczyć to wyszłoby zdecydowanie mniej.


I co mi z tego wszystkiego wyszło?


Po kilku małych cięciach, odrobinie wiercenia i skręcania, szycia, obszywania i przedstawiam śliczny mały taborecik.






Idealny dla Tośki, żeby sobie na nim przysiadła, czy po to by oprzeć sobie na nim nogi. Następnym razem pojedzie z nami do swojego nowego drewnianego domku. Pojechałby już dziś, ale pogoda zdecydowanie nie dopisała i wyjazd na działkę trzeba było odwołać. Następny dopiero za dwa tygodnie na długi czerwcowy weekend. Mam więc trochę czasu plus wolny weekend by powymyślać jeszcze jakieś dodatki, a główka pracuje...

Pozdrawiam


19 maja 2015

Błękitne motyle

Pomału, pomaluśku zbieram dodatki do domku na działce. Po uzgodnieniach z właścicielami (jak to brzmi) kolorem przewodnim będzie niebieski, może też szary, na pewno trochę białego. Może gdzieś zaszaleję z czarnym. Wzory dowolne. Wiejskie i sielskie kwiaty i motyle oraz proste wzory geometryczne- pasy i zygzaki. Oczywiście też trochę starego i postarzanego w stylu rustykalnym i retro. Taki mały misz masz, który na pewno razem zagra. Wszystko po to, by ochłodzić trochę ten rudobrązowy bardzo ciepły odcień ścian, podług i sufitów.
Po pierwszej naszej wizycie na działce udało mi się uratować i zabrać do domu kilka drobiazgów, które lata swojej świetności miały już za sobą i które wręcz prosiły się o odnowienie.

Oto dwie kwiatowe deseczki


Lakier i farba sypały się już ze starości, ale jak przyszło do czyszczenia, to musiałam się trochę namęczyć, by usunąć te powłoki. Udało się uzyskać taki efekt.


To wystarczyło, by bez problemu pomalować deseczki na biało.


Od początku wiedziałam, że na deskach zamieszkają motyle. Udało mi się znaleźć kilka przepięknych grafik, które wydrukowałam na drukarce laserowej, a do ich transferu użyłam takiego fajnego medium, który działa tak: maluje się nim kilka warstw na wydrukowanej grafice. Następnie moczy się kartkę w wodzie tak długo, aż będzie możliwe zrolowanie jej palcami. I tadam. Zostaje nam wydrukowany motyw na przeźroczystym czymś przypominającym folie. Wystarczy rozwodnionym klejem lub również tym medium przykleić motyw tam gdzie chcemy. Jak w decoupage'u.



A tak w pełnym porannym słońcu, które dziś rano wdzierało się przez nasze okna do mieszkania, prezentują się odnowione deseczki.





Wyglądają jak prawdziwe, prawda?
Już niebawem pokaże kolejne twory i wytwory.

Pozdrawiam



12 maja 2015

Nowe dekoratorskie wyzwania

Nareszcie mogę śmiało to powiedzieć. Po wielu miesiącach poszukiwań i po kilku tygodniach załatwiania formalności, moi rodzice stali się dumnymi właścicielami ziemskimi, tzn. kupili działkę z domkiem w cichym, zalesionym miejscu, gdzie mają zamiar spędzać każdą wolną chwilę na działkowaniu i leniuchowaniu.
Domek typu brda z piętrem i z całkiem sporym terenem dookoła.
W domku już ruszyły generalne porządki i dekoratorskie działania oczywiście. A pracy będzie co nie miara. Głównie z ogrodem, w którym nic nie ma, nawet trawy porządnej, ale wszystko w swoim czasie.
W każdym razie temat domku będzie na pewno przeważał w najbliższym czasie na blogu. Nic dziwnego. We własnym domu już tak nie szaleję, a tu będę miała pole do popisu. Jeśli oczywiście rodzice pozwolą. Nie mogę przecież zapomnieć, że to ich domek i że nie zgodzą się na przemalowanie go na biało :) Więc nie będzie też łatwo, bo drewniany domek to wszechobecny rudy brąz. A rodzice lubią taki rudy brąz, więc będzie trzeba pogłówkować jak go złagodzić i co do niego dopasować.
W pierwszej kolejności powstał stolik kawowy. Zrobiłam z go normalnego, wysokiego stołu kuchennego, który w zeszłym roku wyrzucić chciała nasza sąsiadka. Miał piękne toczonego nogi- nie mogłam pozwolić by wylądował na śmietniku. Czekał więc sobie grzecznie w garażu.
Blat był bardzo polakierowany i poniszczony. Na szczęście tata testował na nim swoją nową szlifierkę, więc miałam trochę mniej pracy.



A to stołowe nogi. Przecięłam, je żeby obniżyć stół. Zrobiłam to oczywiście zanim zrobiłam im zdjęcie.



 W tle leżą pomalowane na BIAŁO elementy blatu.


Nogi też pomalowałam na biało. Nie mogłam się oprzeć.



Natomiast blat pociągnęłam ciemną bejcą i polakierowałam.



Tak wyglądało to miejsce, zanim stanął tam stolik w towarzystwie kompletu wypoczynkowego, wypatrzonego oczywiście na OLX.pl oraz komodą, która wyszła spod rąk mojego taty, takiego samego stolarza- amatora jak ja. Choć to raczej to ja jestem takim samym stolarzem- amatorem jak on. Szkoda tylko, że nie jest biała :).



 
Na razie jest pusto i bez wyrazu. Brakuje poduszek, dywanu, kinkietów, które już czekają i które chyba też przemaluje na biało, bo są brązowe i na tym drewnie całkiem znikną. Ale stolik pasuje, prawda?
A do tego mam jeszcze pomysł co zrobić z drugą częścią nóg, które mi pozostały. Materiały już mam prawie skompletowane, brakuje tylko czasu, ale damy radę i oczywiście jak tylko coś zmajstruję to pokażę.
Na pewno będzie też post o całym domku.
Na dziś to tyle.

Pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...